Leżałeś
na trawie, a ja przyglądałam Ci się równie uważnie, jak za każdym innym razem. Brązowe
kosmyki włosów przykleiły Ci się do czoła, pokrytego kroplami potu. Z trudem
powstrzymywałam się, by nie wyciągnąć ręki i nie odgarnąć ich. Oczy miałeś
przymknięte, a rzęsy rzucały długie cienie na policzki. Twoje ciało było
bezwładne, rozluźnione, ale mimo to nie dało się nie zauważyć, że ramiona masz
silne. Mogłabym obrysować palcem każdy mięsień, nakreślić sieć żył. I chciałam
to zrobić, ale bałam się. Tak samo, jak bałam się odezwać, żeby nie przerywać
Ci odpoczynku, tej chwili relaksu, których nie miałeś wiele.
-
Milczysz – zauważyłeś. – Na początku nie zdarzało się to zbyt często.
- Przepraszam.
- I nie przepraszałaś.
Uniosłeś
się na przedramionach i zacząłeś wpatrywać się badawczo w moją twarz. Czułam
się dziwnie, role się odwróciły.
-
Lubiłem cię taką. - Twoje spojrzenie przebijało mnie na wylot. – Bezpośrednią,
szczerą do bólu.
- A teraz?
Zamilkłeś,
przenosząc spojrzenie na korę drzewa, w którego cieniu się schroniliśmy.
Zastanawiałeś się, co powiedzieć, jak delikatnie zdmuchnąć moje nadzieje. A ja
drżałam ze strachu, oczekując na Twoją odpowiedź.
-
Bardzo się zmieniłaś przez te kilka dni, dojrzałaś – odparłeś w końcu. – Coraz
trudniej przychodzi mi traktowanie cię jak młodszą siostrę.
W
tamtym momencie moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej, a przez głowę
przepłynęło mi mnóstwo różnych myśli. Jednak bardzo szybko lodowaty kubeł wody
wylał się na moją głowę. Uświadomiłam sobie, że znów źle interpretuję Twoje
słowa i doszukuję się drugiego dna. A przecież nie jesteś taki.
-
Chyba nie sądzisz, że to dzięki tobie? – Próbowałam dodać do tonu mojego głosu
nieco ironii, ale nie przychodziło mi to tak łatwo, jak jeszcze tydzień temu.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
– Uniosłeś do góry jedną brew. – Że jestem mało wpływowy?
- Że jesteś największym
dzieckiem, jakie znam – poprawiłam Cię.
Oprócz
samokontroli, kolejną umiejętnością, którą opanowałam do perfekcji stało się
kłamstwo. Kłamałam mówiąc, że wszystko jest w porządku i kłamałam też nazywając
Cię moim przyjacielem. Kłamałam nawet w tej chwili.
Bo
tak naprawdę nie byłeś dużym dzieckiem. Dla mnie byłeś przykładem prawdziwego
mężczyzny. Silnego samca. Niekiedy strojącego sobie żarty, ale statecznego,
kiedy wymagała tego sytuacja. A przede wszystkim wiernego rodzinie i swoim
ideałom.
-
Michał? – odezwałam się.
- Mhm? – mruknąłeś sennie, znów
leżąc na wznak i przymykając powieki.
- Jesteś szczęśliwy?
Tak
jak mogłam się domyślać, to pytanie całkowicie Cię zaskoczyło. Chyba nikt by
się tego nie spodziewał. Wyskoczyłam z nim jak Filip z konopi. Zrobiło mi się
nieco głupio, więc opuściłam głowę, byś nie dojrzał rumieńca, którym pokryły
się moje policzki.
Zmieniłeś
pozycję i usiadłeś po turecku, twarz mając skierowaną w moim kierunku. Wzięłam
do ręki leżący obok patyk i zaczęłam kreślić nim na ziemi różne rysunki w
czasie, gdy Ty przeszywałeś spojrzeniem czubek mojej głowy, zastanawiając się
nad odpowiedzią.
-
Jestem – odparłeś. – Raz bardziej, raz mniej, ale jestem.
Skinęłam
głową na znak, że wiem, o co Ci chodzi. Teraz moje pytanie wydawało mi się
jeszcze głupsze, niż wcześniej. Jak mógłbyś być nieszczęśliwy? Na co miałbyś
narzekać? Spełniałeś swoje marzenia robiąc to, co było Twoją największą pasją.
Każdego ranka budziłeś się ze świadomością, że oto nadchodzi dzień, w którym po
raz kolejny zrealizujesz swoje marzenia. Miałeś wspaniałą rodzinę. Za każdym
razem, gdy wracałeś z zawodów w domu czekała na Ciebie kochająca żona, a syn
wspinał się na Twoje kolana prosząc, byś zbudował z nim wieżę z klocków lub
pobawił się kolejką elektryczną. A ja zazdrościłam im, nie Tobie. Żałowałam, że
to nie ja jestem tą osobą, którą stęskniony bierzesz w ramiona, której ocierasz
załzawione policzki zapewniając, że te powroty są dla Ciebie cudowniejsze, niż
odbieranie złotych medali.
Szybko
potarłam oczy, które zrobiły się wilgotne i powstrzymując płacz przywołałam na
twarz sztuczny uśmiech. W duchu dziękowałam opatrzności, że należysz do grupy
najbardziej niedomyślnych facetów na świecie i w razie gdyby po twarzy ciekły
mi potoki łez bez problemów wmówiłabym Ci, że to tylko alergia na pyłki.
Gdy
uniosłam głowę dostrzegłam, że na Twoim ramieniu przysiadł pawik. Powoli
składał i rozkładał skrzydła, na których jawiły się niebiesko-czarne oczka.
-
Wstrętne robale – warknąłeś, gdy też zauważyłeś przybysza i machnąłeś ręką, by
go odpędzić.
- Motyle są piękne. –
Obserwowałam spokojny, lekki lot owada, dopóki ten nie zniknął z mojego pola
widzenia. – Piękne i wolne, ale są tylko na chwilę. Wystarczy zrobić pstryk i
już ich nie ma. Z człowiekiem jest podobnie…
Smutne, ale prawdziwe. Rzeczywiście,dziewczyna zmieniła podejście do Michała. Szkoda tylko, że Michał jest szczęśliwy z kimś innym, a nie z nią...
OdpowiedzUsuńŁadnie piszesz na tym blogu, na prawdę. Nie odnajduję się tu i podoba mi się, taka lekka nić tajemnicy.
OdpowiedzUsuńnowy ;d http://utworzymy-pelnie.blogspot.com/