piątek, 24 maja 2013

część IV. dwadzieścia pięć centymetrów pomiędzy stopami.


            - O czym myślisz? – zapytałeś.
            Nie wiem na co liczyłeś, zadając mi to pytanie. Co miałam Ci odpowiedzieć? Przecież w każdej chwili, którą spędzaliśmy wspólnie myślałam o Tobie. A gdy byliśmy osobno robiłam to jeszcze intensywniej.
            - Czy uważasz, że można zazdrościć komuś czegoś, do czego nie ma się żadnych praw?
            Nie czegoś, lecz kogoś. Zazdrościłam Ciebie całemu światu. Twoim kolegom z drużyny, którzy mieli Cię przy sobie przez kilka miesięcy każdego roku, Twojemu synkowi, którego układałeś do snu i przytulałeś na dobranoc, Twojej żonie, która mogła przymknąć powieki i w ciszy cieszyć się Twoją bliskością z głową opartą o Twój tors. Zazdrościłam nawet pani z osiedlowego sklepu, bo przychodziłeś do niej co rano, nawet jeżeli celem Twej wizyty było tylko kupno bułek.
            Miałam świadomość tego, że czas płynie i choćbym nie wiem jak się starała, nie byłabym w stanie go zatrzymać. Od momentu naszego pierwszego spotkania wiedziałam, że w końcu nadejdzie dzień taki jak dziś. Dzień, w którym będziemy musieli się pożegnać. Dzień, po którym nastąpi kolejny; Ty spędzisz go ze swoją rodziną, a ja zapewne na naszej polanie, z Twoją twarzą w pamięci i słonymi łzami na policzkach, a każdy błysk promieni słońca w odłamkach szkła będzie kojarzył mi się z błyskiem Twoich niebieskich tęczówek.
            Za każdym razem, gdy śmiałam się przy Tobie była to udawana radość, bo zazdrosne serce nie uznaje uśmiechu.
            - Tak – odparłeś bez zastanowienia. – Chyba właśnie o takie rzeczy ludzie bywają zazdrośni najczęściej.
            Spojrzałeś na mnie tak przenikliwym spojrzeniem, jakiego nie widziałam u Ciebie jeszcze nigdy wcześniej. Przez chwilę pomyślałam, że czytasz mi w myślach, odkrywasz wszystkie uczucia trzymane w najbardziej odległych zakamarkach, ale po chwili otrząsnęłam się i zdałam sobie sprawę, że to głupie. Przecież umysł nie jest książką, którą można tak po prostu otworzyć i przeczytać.
            - To chore... – szepnęłam, sama nie wiem, czy w nawiązaniu do naszej rozmowy, czy aby odgonić od siebie wcześniejsze myśli.
- Zazdrość jest chora. – Uznałeś, że te słowa skierowałam do Ciebie. – Skłania do zachowań, o które nikt sam siebie by nie podejrzewał.
            Uśmiechnęłam się pod nosem. Czy gdybyś wiedział, jak przepełniony zazdrością jest każdy zakątek mojego ciała, odszedłbyś? Uznałbyś mnie za trędowatą, odrażającą, niewartą uwagi? Boże, jak dobrze, że tak łatwo jest ukryć przed Tobą uczucia. Niedomyślność była jedną z Twoich tak licznych zalet.
            - Nigdy nikomu nie zazdrościłeś? – zapytałam.
- Ależ oczywiście, że zazdrościłem – przyznałeś się. – Nie jestem idealny.
            Nikt nie jest. A ja nie chciałam ideału. Chciałam człowieka z rysami, wadami, bliznami. Z doświadczeniami. Żeby móc je zrozumieć, zaakceptować i zwyczajnie pokochać. Żadnych nie próbowałabym wyeliminować, bo one tworzą całokształt tej najcudowniejszej osoby. Pragnęłam mieć świadomość, że budzę się u boku kogoś, kto nie jest tylko chwilowym zapełnieniem pustki lub jednym z wielu kochanków na jedną noc. Właśnie mimo tego, że ludzie są dalecy od ideałów, a uczucia tak do końca nigdy nie będą doskonałe. Należy odnaleźć w sobie ogromne pokłady zaufania, które jest najpiękniejszą spowiedzią zakończoną słowem prowadź.
            - Gdy stajesz na drugim stopniu podium, a jakiś facet w garniturze wiesza ci na szyi srebrny medal, ty zazdrościsz tym, którym zaraz powieszą złote krążki – tłumaczyłeś. – Pomimo że masz tak wiele, zazdrościsz tym, którzy mają więcej.
- Wiesz, że to jest złe, ale nie potrafisz nad tym zapanować – dokończyłam.
- Dokładnie.
            Nawet nie zdawałeś sobie sprawy z tego, jak bardzo Cię rozumiałam. W sporcie jak i w uczuciach pojawiają się ogromne emocje. Myślimy nie do końca racjonalnie, czasami nie możemy opanować niektórych odruchów. To jak walka z wiatrakami.
            Pod wpływem potu i wilgotnego powietrza Twoje włosy lekko się pokręciły i nie były już tak gładko ułożone jak jeszcze kilka chwil wcześniej. Wyglądałeś jak młody George Clooney lub jeden z członków Modern Talking.
            Zauważyłeś mój rozbawiony wzrok, bo spojrzałeś na mnie zdziwiony, unosząc przy tym lewą brew. Nie potrafiłam dłużej powstrzymywać śmiechu. Podałam Ci kieszonkowe lusterko, żebyś sam mógł ocenić swoją nową fryzurę.
            - Lata osiemdziesiąte to były dobre czasy – zaśmiałeś się, próbując ujarzmić niesforne kosmyki. – Ale co ty możesz o tym wiedzieć, smarkaczu.
            Zerknąłeś na spokojną taflę jeziora, a oczy zaczęły Ci błyszczeć.
            - Chodź – powiedziałeś, pomagając mi wstać z ziemi.
- Co? – rzuciłam zaskoczona. – Gdzie?
            Nie odpowiedziałeś, tylko wbiegłeś do wody, ciągnąc mnie za sobą.
            - Michał, przestań! – piszczałam, nie przestawiając się śmiać.
            Czułam, jak mokra koszulka przykleja mi się do ciała, a półbuty zamieniają się w małe baseny. Jednak nie przeszkadzało mi to. Byliśmy jak małe dzieci, stojąc po pas w wodzie, całkowicie ubrani. Potrząsnąłeś głową jak pies, rozbryzgując na mnie tysiące kropli. Takie beztroskie momenty były jedynymi chwilami, kiedy zupełnie nie myślałam o dzielących nas barierach. Liczyły się tylko wspólnie spędzane chwile, nasze tu i teraz.

2 komentarze:

  1. Główna bohaterka ma wewnętrzny spór pomiędzy tym,co robi a tym co powinna zrobić. Jeśli jeszcze bardziej zaangażuje się w te spotkania to potem nie będzie odwrotu - zakocha się bez pamięci. Wydaje mi się,że to i tak źle się skończy, ale wierzę,że będzie dobrze! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak strasznie wyczekuję rozdziału, w którym zaznają spokoju, razem, na zawsze.

    OdpowiedzUsuń