-
O czym myślisz? – zapytałeś.
Nie
wiem na co liczyłeś, zadając mi to pytanie. Co miałam Ci odpowiedzieć? Przecież
w każdej chwili, którą spędzaliśmy wspólnie myślałam o Tobie. A gdy byliśmy
osobno robiłam to jeszcze intensywniej.
-
Czy uważasz, że można zazdrościć komuś czegoś, do czego nie ma się żadnych
praw?
Nie
czegoś, lecz kogoś. Zazdrościłam Ciebie całemu światu. Twoim kolegom z drużyny,
którzy mieli Cię przy sobie przez kilka miesięcy każdego roku, Twojemu synkowi,
którego układałeś do snu i przytulałeś na dobranoc, Twojej żonie, która mogła
przymknąć powieki i w ciszy cieszyć się Twoją bliskością z głową opartą o Twój
tors. Zazdrościłam nawet pani z osiedlowego sklepu, bo przychodziłeś do niej co
rano, nawet jeżeli celem Twej wizyty było tylko kupno bułek.
Miałam
świadomość tego, że czas płynie i choćbym nie wiem jak się starała, nie byłabym
w stanie go zatrzymać. Od momentu naszego pierwszego spotkania wiedziałam, że w
końcu nadejdzie dzień taki jak dziś. Dzień, w którym będziemy musieli się
pożegnać. Dzień, po którym nastąpi kolejny; Ty spędzisz go ze swoją rodziną, a
ja zapewne na naszej polanie, z Twoją twarzą w pamięci i słonymi łzami na
policzkach, a każdy błysk promieni słońca w odłamkach szkła będzie kojarzył mi
się z błyskiem Twoich niebieskich tęczówek.
Za
każdym razem, gdy śmiałam się przy Tobie była to udawana radość, bo zazdrosne
serce nie uznaje uśmiechu.
-
Tak – odparłeś bez zastanowienia. – Chyba właśnie o takie rzeczy ludzie bywają
zazdrośni najczęściej.
Spojrzałeś
na mnie tak przenikliwym spojrzeniem, jakiego nie widziałam u Ciebie jeszcze
nigdy wcześniej. Przez chwilę pomyślałam, że czytasz mi w myślach, odkrywasz
wszystkie uczucia trzymane w najbardziej odległych zakamarkach, ale po chwili
otrząsnęłam się i zdałam sobie sprawę, że to głupie. Przecież umysł nie jest
książką, którą można tak po prostu otworzyć i przeczytać.
-
To chore... – szepnęłam, sama nie wiem, czy w nawiązaniu do naszej rozmowy, czy
aby odgonić od siebie wcześniejsze myśli.
- Zazdrość jest chora. – Uznałeś,
że te słowa skierowałam do Ciebie. – Skłania do zachowań, o które nikt sam
siebie by nie podejrzewał.
Uśmiechnęłam
się pod nosem. Czy gdybyś wiedział, jak przepełniony zazdrością jest każdy
zakątek mojego ciała, odszedłbyś? Uznałbyś mnie za trędowatą, odrażającą,
niewartą uwagi? Boże, jak dobrze, że tak łatwo jest ukryć przed Tobą uczucia.
Niedomyślność była jedną z Twoich tak licznych zalet.
-
Nigdy nikomu nie zazdrościłeś? – zapytałam.
- Ależ oczywiście, że zazdrościłem
– przyznałeś się. – Nie jestem idealny.
Nikt
nie jest. A ja nie chciałam ideału. Chciałam człowieka z rysami, wadami, bliznami.
Z doświadczeniami. Żeby móc je zrozumieć, zaakceptować i zwyczajnie pokochać.
Żadnych nie próbowałabym wyeliminować, bo one tworzą całokształt tej
najcudowniejszej osoby. Pragnęłam mieć świadomość, że budzę się u boku kogoś,
kto nie jest tylko chwilowym zapełnieniem pustki lub jednym z wielu kochanków
na jedną noc. Właśnie mimo tego, że ludzie są dalecy od ideałów, a uczucia tak
do końca nigdy nie będą doskonałe. Należy odnaleźć w sobie ogromne pokłady
zaufania, które jest najpiękniejszą spowiedzią zakończoną słowem prowadź.
-
Gdy stajesz na drugim stopniu podium, a jakiś facet w garniturze wiesza ci na
szyi srebrny medal, ty zazdrościsz tym, którym zaraz powieszą złote krążki –
tłumaczyłeś. – Pomimo że masz tak wiele, zazdrościsz tym, którzy mają więcej.
- Wiesz, że to jest złe, ale nie
potrafisz nad tym zapanować – dokończyłam.
- Dokładnie.
Nawet
nie zdawałeś sobie sprawy z tego, jak bardzo Cię rozumiałam. W sporcie jak i w
uczuciach pojawiają się ogromne emocje. Myślimy nie do końca racjonalnie,
czasami nie możemy opanować niektórych odruchów. To jak walka z wiatrakami.
Pod
wpływem potu i wilgotnego powietrza Twoje włosy lekko się pokręciły i nie były
już tak gładko ułożone jak jeszcze kilka chwil wcześniej. Wyglądałeś jak młody
George Clooney lub jeden z członków Modern Talking.
Zauważyłeś
mój rozbawiony wzrok, bo spojrzałeś na mnie zdziwiony, unosząc przy tym lewą brew.
Nie potrafiłam dłużej powstrzymywać śmiechu. Podałam Ci kieszonkowe lusterko,
żebyś sam mógł ocenić swoją nową fryzurę.
-
Lata osiemdziesiąte to były dobre czasy – zaśmiałeś się, próbując ujarzmić
niesforne kosmyki. – Ale co ty możesz o tym wiedzieć, smarkaczu.
Zerknąłeś
na spokojną taflę jeziora, a oczy zaczęły Ci błyszczeć.
-
Chodź – powiedziałeś, pomagając mi wstać z ziemi.
- Co? – rzuciłam zaskoczona. –
Gdzie?
Nie
odpowiedziałeś, tylko wbiegłeś do wody, ciągnąc mnie za sobą.
-
Michał, przestań! – piszczałam, nie przestawiając się śmiać.
Czułam,
jak mokra koszulka przykleja mi się do ciała, a półbuty zamieniają się w małe
baseny. Jednak nie przeszkadzało mi to. Byliśmy jak małe dzieci, stojąc po pas
w wodzie, całkowicie ubrani. Potrząsnąłeś głową jak pies, rozbryzgując na mnie
tysiące kropli. Takie beztroskie momenty były jedynymi chwilami, kiedy zupełnie
nie myślałam o dzielących nas barierach. Liczyły się tylko wspólnie spędzane
chwile, nasze tu i teraz.
Główna bohaterka ma wewnętrzny spór pomiędzy tym,co robi a tym co powinna zrobić. Jeśli jeszcze bardziej zaangażuje się w te spotkania to potem nie będzie odwrotu - zakocha się bez pamięci. Wydaje mi się,że to i tak źle się skończy, ale wierzę,że będzie dobrze! :)
OdpowiedzUsuńTak strasznie wyczekuję rozdziału, w którym zaznają spokoju, razem, na zawsze.
OdpowiedzUsuń