Żwir
chrzęścił pod naszymi stopami, gdy szliśmy jakąś polną ścieżką. Uciekałam
spojrzeniem w bok, lekko mrużąc przy tym oczy, niby to unikając rażących
promieni słońca, a tak naprawdę ukradkiem zerkałam na Ciebie. Byłeś zamyślony,
a kąciki Twoich ust powędrowały w górę, chociaż gdybym zwróciła Ci na to uwagę
zarzekałbyś się, że przecież nigdy nie uśmiechasz się sam do siebie.
W
jednej ręce trzymałeś reklamówkę z ogromnym, czerwonym zabawkowym wozem
strażackim, obiecanym prezencie dla synka, a druga nie była ukryta w kieszeni
szortów, jak to miałeś w zwyczaju robić, lecz zwisała bezwładnie przy Twoim
boku. Chciałam ją chwycić. Wiele oddałabym za to, by móc ukryć swoją dłoń w
Twojej, spleść nasze palce i oprzeć głowę na Twym silnym przedramieniu.
Byłeś
dla mnie narkotykiem. Uzależniłam się od Ciebie. Każdy kolejny dzień, który
spędzaliśmy razem był drogą przez mękę. Kręciło mi się w głowie od sprzecznych
myśli, dwa głosy przekrzykiwały się wzajemnie. Codziennie wracając do domu
czułam, że jestem coraz słabsza, zmęczona sytuacją, w której się znalazłam, ale
nie potrafiłam z Ciebie zrezygnować. Niejednokrotnie kładąc się do łóżka
obiecywałam sobie, że to był ostatni raz, że następnego dnia nie pojawię się
już na naszej polanie, ale gdy tylko rankiem otwierałam oczy drżałam z
podekscytowania na myśl o spotkaniu z Tobą. Sprawiałeś, że nie funkcjonowałam
normalnie, ale bez Ciebie też miałam z tym problemy.
-
Chodź tutaj – zakomenderowałeś i złapałeś moją rękę, by ustawić mnie we
właściwym kierunku.
Na
krótką chwilę straciłam kontakt z rzeczywistością. Jedynym bodźcem, jaki
zarejestrowałam były iskry, które przeszły mnie w momencie, gdy Twoje palce
dotknęły mojej skóry. Wstrząsnął mną dreszcz. Przyjemny dreszcz, ale
jednocześnie sprawił, że oczy zrobiły mi się wilgotne. Kolejny raz przy Tobie
toczyłam walkę z napływającymi łzami. Nie wiedziałam, jak zareagowałbyś widząc,
że płaczę. Odszedłbyś, zostawiając mnie samą? A może wręcz przeciwnie –
zrobiłbyś coś wbrew sobie czując, że jesteś mi to winien? Która z tych opcji
byłaby gorsza?
Gdy
udało mi się otrząsnąć, dałam się zaprowadzić nad pobliskie jezioro. Woda była
czysta, a po jej powierzchni pływały łabędzie. Promienie słońca załamywały się
w gładkiej tafli.
Przysiedliśmy
nad brzegiem. Po kolei podnosiłeś z ziemi leżące obok płaskie kamienie i
ciskałeś je przed siebie, a te odbijały się kilkukrotnie, rozbryzgując wokoło
wodę, by w końcu zniknąć w głębinach. Zawsze chciałam, by ktoś nauczył mnie
puszczać kaczki, ale nie śmiałam prosić Cię o to.
-
Piękny – westchnęłam.
Wbiłeś
we mnie pytające spojrzenie, a ręka, w której trzymałeś kamień zastygła Ci w
powietrzu. Pod naciskiem Twojego spojrzenia otrząsnęłam się z zamyślenia i zrozumiałam,
jak dziwnie zabrzmiała moja wyrwana z kontekstu wypowiedź. Zrobiło mi się
głupio. Na szczęście w tej samej chwili przeniosłeś wzrok w tym kierunku, w
którym wcześniej patrzyłam ja.
-
To dla Dagmary – wyjaśniłeś, chwytając za wystający z torby skrawek materiału.
Delikatny
szal z turkusowego atłasu przetykanego złotą nicią układającą się w fantazyjne
wzory niemalże wypłynął z Twojej sportowej torby.
-
Przymierz.
Uśmiechałam
się, gdy narzucałeś mi na ramiona zwiewną tkaninę, ale wewnętrzny głos
podpowiadał mi, że lepiej by było, gdybyś tego nie robił.
-
Mam nadzieję, że jej się spodoba.
- Na pewno – odparłam, błądząc
palcami po lśniących szlakach utworzonych przez nitkę.
- To dopiero pierwsza część
prezentu.
Włożyłeś
rękę do ukrytej kieszeni torby, by po chwili wyciągnąć z niej małe puzderko w
kształcie serca.
-
W zeszłym roku niemalże zapomniałem o naszej rocznicy – wyznałeś, uśmiechając
się przy tym, ale pomimo roześmianej maski wiedziałam, że jest Ci nieco wstyd.
– Jak głupi biegałem po lotnisku, żeby kupić jej perfumy.
Uważnie
obracałam w dłoniach czerwone pudełeczko, w którym tkwił pierścionek z obrączką
z białego złota i diamentowym oczkiem. Miałam ogromną ochotę nałożyć go sobie
na palec i pozwolić słonecznym promieniom załamywać się w krawędziach kamienia,
ale uznałam to za zbyt obcesowe.
Z
cichym trzaskiem zamknęłam pudełeczko i oddałam Ci je wraz z szalem.
Przypatrywałam się, jak z czułością wkładasz je do torby i zapinasz zamek
błyskawiczny.
-
Dagmara będzie zachwycona – zapewniłam Cię.
- Za to, że ze mną wytrzymuje
zasługuje na wszystko, co najlepsze.
- Chyba nie jest aż tak źle, co?
– zaśmiałam się.
- Nigdy nie narzekała, ale wiesz,
co mam na myśli. – Nie wiedziałam. Oddałabym wszystko, by być na miejscu Twojej
żony. – Życie na walizkach, częste przeprowadzki… A mnie i tak wiecznie nie ma
w domu.
- Na pewno nie ma Ci tego za złe.
Wiedziała, z kim się wiąże.
- Jest niesamowita. – Gdy mówiłeś
o Dagmarze Twoje oczy błyszczały wesoło, spojrzenie było pełne miłości. – Mam
ogromne szczęście, że ją poznałem.
Z
każdym kolejnym Twoim słowem czułam, jakby ktoś wymierzał mi silny cios prosto
w brzuch. Miałam ochotę zgiąć się w pół i płakać z bólu, ale nie mogłam.
Musiałam utrzymywać kamienny wyraz twarzy pokerzysty i wyprostowaną sylwetkę,
niczym bokser na ringu.
-
To musi być wspaniałe, mieć kogoś takiego.
Przytaknąłeś.
-
Kocham swoją pracę, ale świadomość, że mam do kogo wracać po każdym zgrupowaniu
daje nieporównywalnie więcej radości, niż najlepiej rozegrany mecz.
Smutne jest to,że ona go kocha a on tego nie dostrzega. Ironia losu. On jej opowiada o Dagmarze,o swoim szczęściu, tymczasem ona wyobraża sobie siebie na miejscu jego żony. Smutne,ale prawdziwe.
OdpowiedzUsuńNo to jedziemy w wersji toksycznej relacji. Humpf dla tego stwierdzam że przyjaźń damsko męska nie istniej. Któaś ze stron zawsze więcej czuje... Ciekawe co dalej ;)
OdpowiedzUsuńXoxo K.
Paradoks, a jaki prawdziwy?
OdpowiedzUsuń