sobota, 11 maja 2013

część III. dwadzieścia centymetrów pomiędzy dłońmi.


            Żwir chrzęścił pod naszymi stopami, gdy szliśmy jakąś polną ścieżką. Uciekałam spojrzeniem w bok, lekko mrużąc przy tym oczy, niby to unikając rażących promieni słońca, a tak naprawdę ukradkiem zerkałam na Ciebie. Byłeś zamyślony, a kąciki Twoich ust powędrowały w górę, chociaż gdybym zwróciła Ci na to uwagę zarzekałbyś się, że przecież nigdy nie uśmiechasz się sam do siebie.
            W jednej ręce trzymałeś reklamówkę z ogromnym, czerwonym zabawkowym wozem strażackim, obiecanym prezencie dla synka, a druga nie była ukryta w kieszeni szortów, jak to miałeś w zwyczaju robić, lecz zwisała bezwładnie przy Twoim boku. Chciałam ją chwycić. Wiele oddałabym za to, by móc ukryć swoją dłoń w Twojej, spleść nasze palce i oprzeć głowę na Twym silnym przedramieniu.
            Byłeś dla mnie narkotykiem. Uzależniłam się od Ciebie. Każdy kolejny dzień, który spędzaliśmy razem był drogą przez mękę. Kręciło mi się w głowie od sprzecznych myśli, dwa głosy przekrzykiwały się wzajemnie. Codziennie wracając do domu czułam, że jestem coraz słabsza, zmęczona sytuacją, w której się znalazłam, ale nie potrafiłam z Ciebie zrezygnować. Niejednokrotnie kładąc się do łóżka obiecywałam sobie, że to był ostatni raz, że następnego dnia nie pojawię się już na naszej polanie, ale gdy tylko rankiem otwierałam oczy drżałam z podekscytowania na myśl o spotkaniu z Tobą. Sprawiałeś, że nie funkcjonowałam normalnie, ale bez Ciebie też miałam z tym problemy.
            - Chodź tutaj – zakomenderowałeś i złapałeś moją rękę, by ustawić mnie we właściwym kierunku.
            Na krótką chwilę straciłam kontakt z rzeczywistością. Jedynym bodźcem, jaki zarejestrowałam były iskry, które przeszły mnie w momencie, gdy Twoje palce dotknęły mojej skóry. Wstrząsnął mną dreszcz. Przyjemny dreszcz, ale jednocześnie sprawił, że oczy zrobiły mi się wilgotne. Kolejny raz przy Tobie toczyłam walkę z napływającymi łzami. Nie wiedziałam, jak zareagowałbyś widząc, że płaczę. Odszedłbyś, zostawiając mnie samą? A może wręcz przeciwnie – zrobiłbyś coś wbrew sobie czując, że jesteś mi to winien? Która z tych opcji byłaby gorsza?
            Gdy udało mi się otrząsnąć, dałam się zaprowadzić nad pobliskie jezioro. Woda była czysta, a po jej powierzchni pływały łabędzie. Promienie słońca załamywały się w gładkiej tafli.
            Przysiedliśmy nad brzegiem. Po kolei podnosiłeś z ziemi leżące obok płaskie kamienie i ciskałeś je przed siebie, a te odbijały się kilkukrotnie, rozbryzgując wokoło wodę, by w końcu zniknąć w głębinach. Zawsze chciałam, by ktoś nauczył mnie puszczać kaczki, ale nie śmiałam prosić Cię o to.
            - Piękny – westchnęłam.
            Wbiłeś we mnie pytające spojrzenie, a ręka, w której trzymałeś kamień zastygła Ci w powietrzu. Pod naciskiem Twojego spojrzenia otrząsnęłam się z zamyślenia i zrozumiałam, jak dziwnie zabrzmiała moja wyrwana z kontekstu wypowiedź. Zrobiło mi się głupio. Na szczęście w tej samej chwili przeniosłeś wzrok w tym kierunku, w którym wcześniej patrzyłam ja.
            - To dla Dagmary – wyjaśniłeś, chwytając za wystający z torby skrawek materiału.
            Delikatny szal z turkusowego atłasu przetykanego złotą nicią układającą się w fantazyjne wzory niemalże wypłynął z Twojej sportowej torby.
            - Przymierz.
            Uśmiechałam się, gdy narzucałeś mi na ramiona zwiewną tkaninę, ale wewnętrzny głos podpowiadał mi, że lepiej by było, gdybyś tego nie robił.
            - Mam nadzieję, że jej się spodoba.
- Na pewno – odparłam, błądząc palcami po lśniących szlakach utworzonych przez nitkę.
- To dopiero pierwsza część prezentu.
            Włożyłeś rękę do ukrytej kieszeni torby, by po chwili wyciągnąć z niej małe puzderko w kształcie serca.
            - W zeszłym roku niemalże zapomniałem o naszej rocznicy – wyznałeś, uśmiechając się przy tym, ale pomimo roześmianej maski wiedziałam, że jest Ci nieco wstyd. – Jak głupi biegałem po lotnisku, żeby kupić jej perfumy.
            Uważnie obracałam w dłoniach czerwone pudełeczko, w którym tkwił pierścionek z obrączką z białego złota i diamentowym oczkiem. Miałam ogromną ochotę nałożyć go sobie na palec i pozwolić słonecznym promieniom załamywać się w krawędziach kamienia, ale uznałam to za zbyt obcesowe.
            Z cichym trzaskiem zamknęłam pudełeczko i oddałam Ci je wraz z szalem. Przypatrywałam się, jak z czułością wkładasz je do torby i zapinasz zamek błyskawiczny.
            - Dagmara będzie zachwycona – zapewniłam Cię.
- Za to, że ze mną wytrzymuje zasługuje na wszystko, co najlepsze.
- Chyba nie jest aż tak źle, co? – zaśmiałam się.
- Nigdy nie narzekała, ale wiesz, co mam na myśli. – Nie wiedziałam. Oddałabym wszystko, by być na miejscu Twojej żony. – Życie na walizkach, częste przeprowadzki… A mnie i tak wiecznie nie ma w domu.
- Na pewno nie ma Ci tego za złe. Wiedziała, z kim się wiąże.
- Jest niesamowita. – Gdy mówiłeś o Dagmarze Twoje oczy błyszczały wesoło, spojrzenie było pełne miłości. – Mam ogromne szczęście, że ją poznałem.
            Z każdym kolejnym Twoim słowem czułam, jakby ktoś wymierzał mi silny cios prosto w brzuch. Miałam ochotę zgiąć się w pół i płakać z bólu, ale nie mogłam. Musiałam utrzymywać kamienny wyraz twarzy pokerzysty i wyprostowaną sylwetkę, niczym bokser na ringu.
            - To musi być wspaniałe, mieć kogoś takiego.
            Przytaknąłeś.
            - Kocham swoją pracę, ale świadomość, że mam do kogo wracać po każdym zgrupowaniu daje nieporównywalnie więcej radości, niż najlepiej rozegrany mecz.

3 komentarze:

  1. Smutne jest to,że ona go kocha a on tego nie dostrzega. Ironia losu. On jej opowiada o Dagmarze,o swoim szczęściu, tymczasem ona wyobraża sobie siebie na miejscu jego żony. Smutne,ale prawdziwe.

    OdpowiedzUsuń
  2. No to jedziemy w wersji toksycznej relacji. Humpf dla tego stwierdzam że przyjaźń damsko męska nie istniej. Któaś ze stron zawsze więcej czuje... Ciekawe co dalej ;)
    Xoxo K.

    OdpowiedzUsuń
  3. Paradoks, a jaki prawdziwy?

    OdpowiedzUsuń